Drukuj

dzieci_zw_mW Przemyślu zrzucono krzyż (http://przemysl.naszemiasto.pl/artykul/558628,przemysl-scieto-drugi-krzyz-na-wzgorzu-trzech-krzyzy-zobacz,id,t.html). Zastanawia nie tylko fakt, że w krótkim odstępnie czasu dokonano tego po raz drugi. Nie mniej ważne, że dzieje się to w Przemyślu, mieście o szczególnych tradycjach katolickich.

Jeszcze bardziej szokuje komentarz, którzy umieścił pod artykułem bezimienny internauta: „ostra zima idzie, ludziska zbierają opał”. To żart, czy wyznanie wiary?

Rzeczywiście, najbardziej boli kiedy kopniak jest od osoby bliskiej, którą uważało się za przyjaciela. Ze wzruszeniem i wyjątkowym zrozumieniem podążyłem myślami do słów z Jutrzni Wielkiego Piątku:

«Народе мій! Що я заподіяв тобі або чим викликав досаду? Сліпців твоїх я зрячими вчинив, прокажених очистив, чоловіка розслабленого я з ліжка підняв. Народе мій! що я заподіяв тобі? І чим же ж ти мені відплатив?»

Jezusie, nic im nie zrobiłeś. Oni nawet nie wiedzą, że istniejesz. Tyle razy do nich mówiłeś, odwiedzałeś… Budziłeś rano ciepłym pocałunkiem, na ramionach niosłeś do domu zbłąkanych. Nie znają Cię.

Okazuje się, że ludzie, którzy chodzą do Kościoła, ale nie wiedzą po co, zamiast miłością przepełniają się goryczą i nienawiścią. Tak rodzi się fanatyzm. Ludzie zaczynają nienawidzić i mścić się.

Jedni będą mścić się za te wszystkie godziny spędzone na nabożeństwach, treści których nigdy nie rozumieli. Mścić się za przydługie kazania. Za księży schowanych na plebanii, czepiających się i udających, że wiedzą wszystko. Mścić się za obowiązek spowiedzi. Mścić się za wszystko, bo wszystko to przerodziło się w nienawiść do instytucji (Kościoła) i ludzi (księży).

Inni będą mścić się, że ktoś może myśleć inaczej od nich. Mścić się za swoje wątpliwości i niepowodzenia. Mścić się, bo już nie mogą ułożyć sobie inaczej życia. Będą nienawidzić kogokolwiek: Żyda, masona, Ukraińca, Polaka – bo tak prościej żyć i zagłuszyć echo własnej głuszy duchowej.

Wcale nie chodzi mi o to co dzieje się w Przemyślu, a myślę, że będą działy się jeszcze gorsze rzeczy. Myślę i martwię się o nasze rodziny. Można bowiem na siłę zaciągnąć dziecko do cerkwi, wygonić na religię – choćby w pręgierzu. Ale co dalej? Nie chcę, aby nasze dzieci, czy ministranci, za 10 lat ścinali krzyże (czy po pijaku, czy na trzeźwo – nie ważne).

Co można zrobić. Modlę się za młodych rodziców, babcie i dziadków, księży i katechetów, aby potrafili pokazać dziecku nie tylko drogę do cerkwi, ale przede wszystkim – drogę do Jezusa żywego. Nie Jezusa ze „świętego obrazka” kupionego na odpuście, ale Jezusa, który mieszka w sercu. Nie Jezusa upudrowanego, w lukrowej polewie, ale Jezusa wcielonego. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im” (Mt 10,14) – to apel Jezusa, abyśmy poznali ich ze sobą, aby Jezus rozmawiał z dzieckiem, a dziecko rozmawiało z Nim. Rozmawiało bez nas. Rozmawiało kiedy nie ma mamy. Rozmawiało wiedząc do kogo mówi, nie bojąc się, że to co mówi jest głupie, albo że nie wypada. Jezus dał wyraźnie do zrozumienia, że wypada.

Jeśli to nam się uda, to możemy być spokojni. Uda się jeśli dorośli sami będą znali tego Jezusa. Jeśli Go nie znają, skąd mogą wiedzieć do kogo zaprowadzić dziecko? Wtedy zaprowadzą dziecko co najwyżej do cerkwi, która jednak okaże się wyłącznie pustymi murami i obowiązkiem.

„Nie przeszkadzajcie im”! – Boże i żebym ja nie był przeszkodą. Ustrzeż mnie przed tym grzechem! Amen.