Drukuj

zdrada_lawkaJednym z ważniejszych i bolesnych problemów człowieka jest niewierność. Niewierność boli. Boli przede wszystkim tych, którzy są zdradzani. Zdradzający także cierpią, ale często ma to miejsce dużo później. Skąd jednak bierze się tendencja do zdrady? Każdy ma swój pogląd. Rozpustnicy twierdzą wręcz, że to normalna, naturalna tendencja.

Niewierność jest ważnym tematem w tekstach biblijnych. Wielokrotnie mówi się o niewierności względem Boga. Tak jak pełen miłości związek człowieka z Bogiem określany jest jako małżeństwo, tak służenie fałszywym bożkom staje się cudzołóstwem. Stąd na przykład w księdze Ezechiela czytamy: „Wziąwszy ozdobne przedmioty z mojego złota i z mojego srebra, które ci dałem, uczyniłaś sobie z nich podobizny ludzkie i przed nimi grzeszyłaś nierządem” (16,17), czy: „Powiedz przeto pokoleniom izraelskim: Tak mówi Pan Bóg: Kalacie się na sposób waszych przodków i nierząd uprawiacie z ich bożkami” (20, 30).

Niewierny to człowiek, który odwraca się od Boga. Bardzo ważnym jest tu czasownik „odwracać się”. Oznacza on, że człowiek zmienia kierunek swojego życia, zwraca swoje oczy ku czemuś innemu. Człowiek wierny Bogu patrzy w kierunku Boga. Kiedy odwróci się, spojrzy na coś innego, wówczas staje się niewierny. Zwrócenie wzroku to nie wyłącznie proste patrzenie. Wzrok oznacza pewną relację. To na co patrzę przyciąga mnie do siebie, przenika. Oglądany przedmiot tworzy w człowieku swój obraz, odciska się w duszy i myślach osoby, która z czasem zaczyna przemieniać się na ten obraz.

W tym kontekście niewierność względem innego człowieka jest materializacją, czy następstwem niewierności względem Boga. Tylko miłość jest siłą zapobiegającą zdradzie. Ponieważ Miłość to Bóg, to wystarczy odwrócić się od Boga, aby móc zdradzać już każdego.

Ale co właściwie znaczy odwrócić się od Boga? Jak się to robi? Gdzie jest Bóg? Przecież trzeba to wiedzieć, aby uniknąć odwracania się od Boga, aby uniknąć zdrady: Boga, męża czy żony, przyjaciela – abym nikogo nie zdradzał.

Bóg jest w świątyni. Ale przecież życie niejednokrotnie przekonuje nas, że można regularnie odwiedzać cerkiew, brać udział na nabożeństwach i zdradzać jak ostatni drań. Nikt mnie nie przekona, że tak nie jest.

Jak zawsze w trudnych pytaniach zwracam się więc do św. Pawła. On, chyba już znudzony ciągłymi wyjaśnieniami, odpowiada pytaniem: „Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was?” (1 Kor. 3,12). Ja jestem świątynią, moje serce to świątynia Boga. Trzeba więc dokładniej przyjrzeć się sobie.

Co jeszcze jest we mnie? Duch Boga – to już wiem. Ja, czyli to dzięki czemu jestem – dusza. Ale jest też coś, dzięki czemu żyję w świecie materialnym, w miarę sprawnie się w nim obracam – ciało, czy inaczej mówiąc „ja cielesny” z całą jego ziemską potencją i sprytem. Taki jest człowiek wewnętrzny i w tym wewnętrznym świecie, sercu, odbywa się odwrócenie, lub zwrócenie się ku Bogu, lub ku światu.

Można w swoim sercu wpatrywać się i uważać na obraz Boży i w ten sposób stawać się podobnym Bogu. Można też wpatrywać się i uważać na to co jest na obraz „tego świata”, stając się podobnym „temu światu”. To nie jest sprawa intelektualnego przyjęcia lub odrzucenia zasad moralnych, ale wewnętrzna orientacja człowieka.

Jezus poucza: „Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt. 5,28). Czy chodzi tu wyłącznie o to, że człowiek pożądliwie patrzący grzeszy? Nie, może bardziej chodzi o wskazanie relacji przyczynowo-skutkowej. Ten kto grzeszy cieleśnie cudzołóstwem, najpierw patrzy z pożądaniem, ale jeszcze wcześniej w swoim sercu zwrócił się ku „ciału”, czyli temu co ziemskie. Nie patrzy na świat jak robi to Bóg i nie czyni jak Bóg, bo w sercu już odwrócił się od Boga. Z tego co w sercu Boże odwrócił swoją uwagę na to co ziemskie i naznaczone zwierzęcym instynktem zmierzającym do samospełnienia, czy przetrwania na ziemi. Tracąc z oczu Boży obraz w sobie, hołduje ciału i kieruje się wyłącznie tym co potrzebne ciału. A czy z punktu widzenia ciała istnieje coś takiego jak zdrada? Nie, dla ciała to tylko naturalne spełnienie jego potrzeb.

Stąd też Jezus jakby przypomina nam: „Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa” (Mt. 15, 18-19). Tak, to wszystko najpierw ogarnia serce. Potem człowiek zaczyna tym żyć, mówić, przeżywać i przemieniać w czyn. Zresztą nie każdy, bo niektórzy, chociaż w sercu już dawno odwrócili się od Boga i są jak najbardziej „przygotowani” do różnych okrucieństw, to jednak boją się to robić. Może to być strach „że się wyda”, przed opinią sąsiadów, policją, czy czymkolwiek. Ale powstrzymuje ich już tylko brak odwagi, a nie Miłość, którą znajdują w sobie. Ale kiedyś może się zdarzyć, że w emocjach człowiek zapomni o strachu i już po fakcie będzie sobie tłumaczył, że to był tylko przypadek.