Drukuj

historia_cerkwi_kop_cz_copyWśród różnych obowiązków przydzielanych bazylianom w klasztorach była także funkcja ekonoma folwarku. Zakonnik pełniący tę funkcję był także nazywany prokuratorem, lub prokuratorem ekonomem. Niemal każdy klasztor posiadał ziemię i trzodę na potrzeby własne, a nawet dające możliwość sprzedaży płodów rolnych. Folwarki takie znajdowały się w najbliższym sąsiedztwie klasztoru, ale były też folwarki położone znacznie dalej. Dobra takie stawały się własnością bazylianów najczęściej przez fundację szlachecką lub królewską. Oprócz sytuacji, kiedy bazylianie sami kupowali jakieś dobra, to miejscowy szlachcic, zakładając klasztor, w dowód wdzięczności za łaski otrzymane od Boga, lub w zapisie testamentalnym, darował jakąś część swoich posiadłości klasztorowi. Klasztor w Łyskowie ufundowany w 1682 roku przez Krystynę Kuncewiczową otrzymał od niej folwark Koniedź, wioskę Kukulicze i folwark Odyńcowski razem ze stawem, mające stanowić źródło utrzymania dla zakonników. Eustachy Sokół w 1621 roku w testamencie zapisał klasztorowi dobrotworskiemu połowę swego majątku.

Posiadanie dóbr ziemskich w Rzeczypospolitej w owym czasie wiązało się z ogromnymi problemami. Częste przemarsze wojsk (XVII i początek XVIII w.) powodowały znaczne straty majątkowe oraz rozproszenie przypisanych do ziemi chłopów. Powszechną praktyką były zajazdy sąsiedzkie, przywłaszczanie ziemi lub trzody, czy inne samowole szlacheckie. Nie omijało to także dóbr klasztornych. Do tego dochodziła konieczność umiejętnego gospodarowania, tak, aby ziemia i trzoda przynosiły spodziewane zyski. Wszystko to wymagało ustanowienia odpowiednio wykwalifikowanego administratora. W pierwszym okresie istnienia Zakonu administracją dobrami niejednokrotnie zajmowali się ludzie świeccy. Natomiast najczęstszą praktyką stosowaną przez bazylianów również w późniejszych latach, było arendowanie dóbr osobie, która zobowiązywała się do wypłacenia pewnej sumy z rocznego dochodu. Jednak niektóre dobra bazylianie pozostawiali we własnej administracji wyznaczając do ich zarządzania prokuratorów. Według katalogu z 1754 roku tylko w Prowincji Litewskiej było 23 prokuratorów, z czego aż 4 w Witebsku (jeden miejscowy i trzech na folwarkach poza klasztorem) i 3 w Wilnie (klasztorny, w Zalesiu i Swiranach).

Prokuratorami byli najczęściej ojcowie wykazujący zdolności gospodarskie. Czasem spotykamy również brata z tytułem prokuratora-ekonoma. Jednak bracia najczęściej byli tylko pomocnikami ojców. Wiązało się to nie tylko z kleryckim charakterem Zakonu, ale i z względami praktycznymi. Prokurator z uwagi na obowiązki mieszkał w folwarku, a więc poza klasztorem. Jednak w żadnej mierze nie był wolny od normalnego życia zakonnego, na które składa się uczestnictwo w Mszy św. i inne nabożeństwa. Dlatego w folwarkach była cerkiew lub przynajmniej kaplica domowa. Dla odprawienia nabożeństw obecność ojca siłą rzeczy była czymś oczywistym. Wydaje nam się, że sam fakt braku święceń (stan laicki) nie był decydującym przy wyborze ekonoma.

Już w nowicjacie, albo przy okazji osobistej rozmowy z zakonnikami odbywanej podczas wizytacji, protoarchimandryta, lub protoihumen, starał się oceniać zdolności zakonników. Zwracano uwagę również na zdolności gospodarskie. Wybory podejmowane przez przełożonych względem prokuratorów nie zawsze były najszczęśliwsze. Stąd niektórzy zakonnicy wykonywali te obowiązki krótko i po osiągnięciu słabych wyników, już nie powierzano im spraw gospodarskich. Inni niemal całe życie spędzili na gospodarce.

Prokurator mieszkając w folwarku formalnie należał do klasztoru, którego własnością był dany folwark. W związku z tym jego bezpośrednim przełożonym był ihumen tego klasztoru. Folwark był częścią majątku klasztoru i de facto to ihumen był odpowiedzialny za jego stan. Prokuratorzy nie mieli zatem pełnej autonomii w podejmowaniu decyzji i ważniejszych sprawach konsultowali się z ihumenami. Informowali ich również o problemach i stanie gospodarstwa.

Poniżej przedstawiamy fragmenty takiej korespondencji. Autorem listów był o. Benigiusz Hościłowski. Ojciec Benigiusz został wyświęcony na kapłana w 1751 i zamieszkał w Krechowie. W Krechowie przynajmniej parę lat pracował jako prokurator, po czym (lata 1760-te) wykonywał te same obowiązki w Woszczatynie, folwarku należącym do klasztoru w Zahorowie. W tym czasie, od 1763 roku, ihumenem w Zahorowie był o. Gedeon Lesiewicz i to do niego są adresowane listy o. Benigiusza.

Listy dotyczą spraw gospodarskich, które autor opisuje prostym, skrótowym językiem. Doskonale obrazują one zakres obowiązków prokuratora folwarku, sprawy, które zaprzątały jego uwagę. Dzięki temu mamy okazję lepiej zapoznać się z życiem codziennym prokuratora. Szczegóły, o których pisze prokurator, w połączeniu z prostotą wyrazu, pozwalają lepiej poznać i zrozumieć sposób życia prokuratorów bazyliańskich tego okresu. Widzimy jak oczywiste dla stanu duchownego obowiązki jak np. odprawianie Mszy św. w intencjach przekazanych przez przełożonego, łączą się z ciężką pracą gospodarską, do której należały spory sąsiedzkie, najem robotników, dopilnowanie prac chłopów, troska o zborze i trzodę.

Cytowane dokumenty przechowywane są w Centralnym Państwowym Historycznym Archiwum Ukrainy w Kijowie, fond 2070 (Monaster zahorowski), op. 2, spr. 41. W listach opuszczono niektóre fragmenty zaznaczając to w tekście. Poprawiono również język dokumentów przybliżając go do zasad pisowni dzisiejszego języka polskiego (bez wpływu na treść).

[Do ks. Gedeona Lesiewicza, ihumena w Zahorowie].

[... opuszczono jeden krótki akapit dotyczący dyspozycji dla jakiegoś Bazylego i oprawiania drzewa – fragment niejasny]

Żyto wypuściłem z kupy z jednego zasieka w drugi, aby go można często szuflować. Słód się i trzeci zaleje, gdyż nam wystarczy i na nasienie i na potrzebę folwarku. Owies się już domłócił, którego było kop 43, snop 20. Namłóconego ósmak 62, miarek 3, ale go już wyszło dla wieprzów i w drogę ósmak 20. Jeżeli zaś będziemy siali pole Pani Iżyckiej i karmić wieprze, to nie wiem czy się zostanie. Ale moja rada: nie ma pożytku z tych wieprzów, że nie ma co wsadzić same prosięta, i te co są w karmniku niedaleko rok jak siedzą, a porachowawszy co zjedli, to by za nich tego nigdy nie było.

Wina butelkę i proskórki z respektu W.M.P. Dobrodzieja odebrałem. Mszy na intencję Pana Kasztelana odprawiłem 4. Resztę będę odprawował według dyspozycji W.M.P. Dobrodzieja. /

Po tę zaś babę muszę kiedy w tym tydzień jechać z Jędruckim, któren zna się z nią dobrze i on ją napytał.

Jest jeszcze w komorze jeden ulik pszczół bez [... – jeden wyraz niewyraźny], które było trudno wraz z tamtymi brać dla wielkich mrozów. Chyba jak pojadę wsadziwszy go w wór, to się zawiezie choćby i starej strosy[?] nie brać, jeżeliby było ciężko. Pasieki nie trzeba było jeszcze wystawiać, bo słonko czasem ogrzewa, to się wyrywają i giną po zimnej ziemi i śniegu. Chyba co nieruszane to darmo, ale i tych trzeba przytykać jak można nie puszczać.

Listów na poczcie żadnych nie było, tylko co oddałem.

Pańszczyzną muszę teraz płoty oprawiać nim da P. Bóg, że pojadą orać. Więcej teraz nie mam co wyrazić [... – zwyczajne zwroty grzecznościowe kończące list]

D. 20 Marti v.s. 1766 A.D. z Woszczatyna

X. Benign. Hosciłowski ZSBW

Mości Dobrodzieju

Posyłam pieszych czterech z siekierami do roboty. Kozak zaś może tam i piwo zrobić zwyczajem woszczatyńskim, gdyż ma i słód roboty swojej.

Z dębami teraz wielka trudność. Czasu nie wystarcza, bo ludzie tydzień bawili, odbyli pańszczyznę. [... – jedno zdanie na temat wyrobienia pańszczyzny, tekst niejasny]. Panowie już więcej poorali niż mają orać.

Mszy odprawowałem na intencję Sokalską i zapisał x. zakrystianin i dalej odprawuje się na też samą intencję.

W Włodzimierzu byłem i prosiłem Pana Szpakowskiego o napisanie pozwu, ale on mówił, żeście Waćpanowie dali przeszłego roku pozew, to jedno będzie co i teraz, bo jak przeszłoroczny w jeden dzień będzie się wpisywał, tak i teraźniejszy. Chybaby co trzeba w pozwie poprawić, żeby drugi dawać, a to nie bez kosztu.

Dziś mają obierać pisarza i sejmik będzie.

Ja jutro muszę zaś do Włodzimierza jechać i tak się ten interes może uspokoić. Od rana za sianożęcią jeszcze pobiegnę, aby nająć. /

Do Łaszczewa chyba znowu trzeba będzie jechać i wypytać się gdzie się ten mularz znajduje i nie wiem, czy nie na Podole zniknął, kiedy z żoną i młodszym synem. Co wyraziwszy oddaję się łasce i pamięci.

D. 29 Maj v.s. 1766 A. z Woszczatyna

X. Benign. Hosciłowski ZSBW