„Wszyscy będziemy odmienieni” (I Kor 15, 51) – obrazy Małgorzaty Dawidiuk okiem teologa
Małgorzata Dawidiuk urodziła się w 1967 r. w Wisznicach na Południowym Podlasiu. Ukończyła Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Nałęczowie. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych im. Illi Repina w Petersburgu (Wydział Malarstwa i Konserwacji – specjalizacja ikona). Obecnie mieszka w Ostrowie k. Przemyśla. W Przemyślu prowadzi pracownię konserwatorsko-artystyczną “IKOS”. Jest także autorką wielu ikon do świątyń, jak i kultu prywatnego.
Dawidiuk jest znana z oryginalnego cyklu obrazów, które ona sama określa nazwą „ikona cieni”. W pracach tych wykorzystuje formy z klasycznej ikonografii cerkiewnej. Bogate doświadczenie nabyte podczas obcowania z ikonografią pozwoliło artystce wyłowić w ikonografii formy najbardziej prymitywne, proste, a jednocześnie najsilniejsze w oddziaływaniu.Formy te w pracach artystki są wykorzystywane jako środek przenoszący widza w inny wymiar, w rzeczywistość niewidzialną. Jednakże artystka, inaczej jak to ma miejsce w ikonografii klasycznej, wykorzystuje je do skierowania widza ku doświadczeniu własnego wnętrza, ku podświadomości. Dlatego figury, inspirowane przecież postaciami świętych, nie mają twarzy, nie są podpisywane i pozostają trudne do rozpoznania. Działają jak lustro, bo ich twarz to twarz widza.
Nie zapraszają do obcowania ze świętym za pośrednictwem uświęconej deski, ale za pośrednictwem własnego serca. Te obrazy same nie są ikonami, ale kierują ku ikonie, którą człowiek nosi w sobie, co zasadniczo odróżnia je od ikonografii klasycznej. Pozwalają na zejście do bram podświadomości jednak nic więcej. Autorka nie narzuca się ze swoim chrześcijańskim światopoglądem i swoimi odpowiedziami, zachowuje niezwykły takt i delikatność. Widz jest zaproszony, ale nie instruowany. Zostaje doprowadzony do miejsca, gdzie sam decyduje, czy chce przestąpić próg i zobaczyć co nosi w sobie. W ikonach cieni malarka nie pretenduje do dania odpowiedzi co znajduje się po drugiej stronie.
Niewątpliwe cykl ten powstał z osobistych doświadczeń pochodzącej z Podlasia Dawidiuk. Malarka mówi o swoich obrazach jako głosie tęsknoty za minionym światem, za tym co jawi się jako utracone, ale przecież nadal istnieje. Istnieje w cieniu, który w pierwszym momencie wydaje się niebytem, ale jak mówi Dawidiuk, dla niej jest „rzutem światła, którego nie widzimy, a ono jest, sączy się z prześwitów, trwa”. Ile w tym poszukiwań własnej tożsamości? Pytania rzuconego wirom historii: kim jestem ja, dzisiejsza Podlasiaczka? Pytania o narodowość, przynależność kulturową, obrzędowość? Autorka znalazła odpowiedź na te pytania w zabytkach, starych deskach uratowanych z cerkwi, które stały się dla niej materiałem malarskim. Te niepotrzebne dla wielu materiały, dla Artystki stały się nośnikiem komunikacyjnym z przeszłością. One same, przez swoje istnienie, przemawiają. Tak długo jak istnieje choćby kawałek niedopalonej deski, tak długo istnieje to co ona przedstawiała. Wystarczy nadać jej właściwą formę, wystawić na widok światła, aby nieobecne stało się obecnym, aby odnalazło się zaginione.
Obrazy są niezwykle skąpe w wyrazie, ciche, ale nie smutne. Są pozbawione pustej wesołkowatości, ale przepełnione godnością. Wysokie, pionowe figury przekonują widza o jego godności i powadze. Obrazy nie przedstawiają śmierci, ale drogę od zniszczenia i upadku ku nowemu życiu. Artystka dzieli się z nami wizją historii pełną wiary w człowieka. Obrazy nie miałyby tak wielkiej siły oddziaływania, gdyby opowiadały tylko ogólną historię. Mówią one o historii człowieka jako jednostki. Człowieka popełniającego błędy, upadającego, w którym, jakby w cieniu, wciąż istnieje światło – świętość.
Wydaje się jednak, że M. Dawidiuk w późniejszym okresie twórczości przeżyła swego rodzaju kryzys świadomości malarskiej. Poszukując tematu dla dalszych prac stanęła na rozdrożu między ikoną klasyczną, a swoim malarstwem, „ikoną cieni”. Można odnieść wrażenie, że wygrała ikona klasyczna, z której Autorka czerpie tematy. W wielu pracach widać próby łączenia ikony cerkiewnej ze sztuką współczesną. „Ikony cienie” zaczęła wystawiać w scenerii żywcem zaczerpniętej z obiektów sakralnych, tak jak się to robi wystawiając do kultu ikonę sakralną. Obrazy, choć oryginalne, to jednak tracą na sile przekazu. Są ładne, ale nie intrygujące. Zaczęły opowiadać historie świętych, ale nie inspirują do poznania głębokiej prawdy o sobie. Widać jednak istniejące napięcie między ikonograficzną poprawnością, a artystyczną intuicją Malarki, które w każdej chwili może wybuchnąć czymś oryginalnym i zaskakującym.
- Перегляди: 7692